Powrót
GARNIZON NYSA
EPILOG

 

 „Tam gdzie jest wojna, muszą być ofiary” – to powiedzenie znakomicie obrazuje zależność między wstąpieniem Polski do NATO i reorganizacją Sił Zbrojnych RP, a likwidacją garnizonu wojskowego w Nysie. Ze słusznością pierwszego trudno jest polemizować, bo jest to skutek realizowania nowej koncepcji obronnej państwa i dostosowywania do wymagań, jakie stawia przed polską armią XXI wiek. Wątpliwości i pytania rodzą się jednak już przy analizie następstw i skutków wewnętrznej polityki lansowanej przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Słaba kondycja finansowa polskiej armii wymusza niepopularne i trudne decyzje, a przypadek garnizonu wojskowego w Nysie jest tego dobitnym przykładem. Winą za taki stan rzeczy nie można obarczać wyłącznie sił zbrojnych. W dużej mierze jest to bowiem odzwierciedlenie ogólnej sytuacji w państwie, w którym sprawdzoną receptą na wszelkie niedobory i braki stały się redukcje i ograniczenia w wydatkach. Decyzja o likwidacji pozwala co prawda na wygospodarowanie dodatkowych funduszy na modernizację wojska, jednak powoduje równocześnie ogromne i nieodwracalne zmiany w miejscach, gdzie dotychczas ono stacjonowało. Dla społeczności lokalnych zmiany te mają negatywne konsekwencje i wiążą się ze wzrostem bezrobocia i spadkiem koniunktury. Te i wiele innych następstw przyczynia się degradacji oraz izolacji „sam na sam” ze swoimi problemami. Takie zjawiska z punktu widzenia Ministerstwa Obrony Narodowej wydają się być skutkiem ubocznym, na które nie ma ono wpływu. „Jak bowiem możemy pomóc w mieście gdzie bezrobocie wynosi od 30 do 40 procent? [1] – opinia wiceministra Janusza Zemke, zapytanego o konsekwencje wycofania wojska z Nysy, potwierdza brak zainteresowania dalszymi efektami tego wydarzenia dla miasta. Nie można jednak zarzucić władzom wojskowym braku jakiejkolwiek inicjatywy, bowiem już w lipcu 2001 opracowano „Program pilotażowy rekonwersji garnizonu Nysa”. Zakładał on, iż „miasto Nysa wymaga podjęcia aktywnych działań na rzecz poprawy aktualnej sytuacji społeczno-gospodarczej, prowadzonych współbieżnie z likwidacją garnizonu. Likwidacja garnizonu potęguje występujące problemy społeczne i gospodarcze miasta, ale daje jednocześnie nowe możliwości poprzez uwolnienie dużych zasobów infrastrukturalnych”[2]. Jednym z efektów miało być powołanie Centrum Innowacji, Technologii i Edukacji w Nysie. Brak porozumienia władz wojskowych z samorządowcami oraz zbytnia ogólność założeń Programu spowodowały, że był traktowany jak mrzonka lub też „lista pobożnych życzeń”. Z tego też powodu nigdy nie doczekał się realizacji i do dziś na wielu twarzach wywołuje on grymas ironicznego uśmiechu.

Podsumowując można stwierdzić, że przeniesienie 22 BPG do Kłodzka pogrążyło Nysę. Miasto związane z wojskiem od 260 lat zostało pozbawione nie tylko ważnego partnera ekonomicznego, ale również części swojej historii i części samego siebie. Przez cały ten czas oba organizmy żyły ze sobą w doskonałej symbiozie wykorzystują szereg powiązań i uzależnień. Od czasów Fryderyka II Wielkiego nikt nigdy nie kwestionował takiego stanu rzeczy, mimo iż nie zawsze miał on wydźwięk pozytywny. Istnienie garnizonu podyktowane było istnieniem twierdzy. W późniejszym okresie było to miejsce szkolenia i zaopatrzenia dla armii niemieckiej walczącej na różnych frontach. Ludowe Wojsko Polskie, należące do Układu Warszawskiego, również potrafiło docenić walory Nysy, czyniąc ją jednym z głównych punktów uderzeniowych w ewentualnej konfrontacji z Zachodem. Wraz z transformacją i przystąpieniem do Paktu Północnoatlantyckiego zmianie uległo też postrzeganie potencjalnego zagrożenia dla Polski. Obecnie zachodnia granica stała się granicą sojuszniczą. Spowodowało to, że jedyną granicą, którą można postrzegać jako konieczną do obrony, jest nasza granica wschodnia. Właśnie te zmiany w doktrynach przyczyniły się pośrednio do powolnej degradacji i w konsekwencji likwidacji garnizonu w Nysie.

Rodzi się pytanie: czy wojsko rzeczywiście musiało opuścić Nysę? Mimo upływu czasu trudno o jednoznaczną odpowiedź. Szereg fatalnych dla miasta w skutkach następstw zmusza do refleksji: czy w związku z przeprowadzką 22 BPG do Kłodzka nie było żadnej alternatywy? I w końcu: gdzie tak naprawdę zapadają decyzje o restrukturyzacji Sił Zbrojnych RP? Mimo iż w opinii wielu oficerów Nysa uchodzi za bardzo korzystny punkt strategiczny, nie udało się ocalić miejscowego garnizonu. Propozycja zorganizowania batalionu ratownictwa obrony cywilnej upadła, choć przemawiał za tym bardzo poważny argument w postaci zagrożenia dla Nysy ze strony rzeki Nysy Kłodzkiej oraz Jeziora Nyskiego. W chwili obecnej miasto jest zdane wyłącznie na siebie, a na ewentualną pomoc żołnierzy z Brzegu lub Kłodzka można liczyć dopiero po kilku godzinach. Zapewnienia, że do powodzi w Nysie już więcej nie dojdzie, nie mogą uspokoić jej mieszkańców, mających ciągle w pamięci obrazy z lipca 1997.

Przystąpienie Polski do NATO oznaczało koniec nyskiego garnizonu. Jednak w naszej obecności w Sojuszu można również dopatrywać się szansy dla Nysy. Szansy, która do tej pory wydaje się być niedostrzegana. Jeżeli bowiem armia polska zdecydowała się na opuszczenie tutejszych koszar i magazynów, to czy nie należałoby zainteresować zasiedleniem ich przez któregoś z naszych sojuszników? Stan obiektów w Nysie mimo ich wieku jest wciąż dobry i pozwala na stacjonowanie około 2 tys. ludzi wraz ze sprzętem. W czasach kiedy tak dużo mówi się o walce z międzynarodowym terroryzmem, szansą mogłoby być utworzenie tu międzynarodowego ośrodka szkoleniowego do zwalczania wszelkich przejawów takiej działalności. Oprócz doskonałej bazy atutem Nysy jest również bliskość gór i położenie „na uboczu”, zapewniające utrzymanie całego przedsięwzięcia w tajemnicy. Kluczem do tego projektu powinna być chęć współdziałania lokalnych działaczy i odpowiedni lobbing w celu zainteresowania Ministerstw: Obrony Narodowej i Spraw Zagranicznych oraz dowództwa NATO w Brukseli. Niestety, jak do tej pory pomysł ten pozostaje wyłącznie ideą w umysłach kilku osób, a szkoda, gdyż ponowne zagospodarowanie koszar przez wojsko byłoby wielką szansą dla podupadającej coraz bardziej gospodarczo Nysy.

Pomysł napisania niniejszej pracy powstał w chwili, kiedy losy garnizonu w Nysie nie wydawały się jeszcze ostatecznie przesądzone. Jej celem miało być ukazanie argumentów przemawiających za pozostawieniem tutaj jednostki wojskowej, jednak tymczasem podjęte decyzje zweryfikowały pierwotne zamierzenia autora. Powstała w ten sposób praca przedstawia 260-letnie tradycje i historię związków wojska z Nysą, prezentowane w czasie przeszłym dokonanym. Garnizon nyski przeszedł już do historii, a wspomnieniem po nim są liczne zdjęcia, artykuły prasowe oraz sami żołnierze, którzy mimo iż służą już w innych jednostkach nadal tutaj mieszkają. Obecnie opustoszałe i podupadające koszary mogą jedynie przypominać o czasach świetności, a ciągle żywy i emanujący z nich duch pruskiego militaryzmu i porządku skłania do refleksji i wspomnień. Ponieważ „czas leczy rany”, Nysanie przyzwyczaili się już do nieobecności mundurów w panoramie miasta. Parafrazując słowa gen. bryg. Józefa Rzemienia, wypowiedziane podczas uroczystego pożegnania wojska na nyskim rynku, wypada na koniec stwierdzić, iż „dla Nysy byłoby lepiej gdyby problem, w oparciu o który powstała niniejsza praca, nigdy nie zaistniał”.


[1] Z wypowiedzi wiceministra podczas wizyty na Uniwersytecie Opolskim, 25.03.2002.

[2] „Program pilotażowy rekonwersji garnizonu Nysa”, Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i Budownictwa, lipiec 2001.

Marek Grygorowicz

 

Webmaster: T. Zdanowicz 2005