Powrót
LIKWIDACJA
GARNIZONU NYSA

 

Przemiany społeczno–ustrojowe lat 90. i ich wpływ
na losy garnizonu wojskowego w Nysie

 Siły Zbrojne PRL, a następnie RP, po drugiej wojnie światowej wielokrotnie przechodziły głębokie zmiany strukturalne. Wynikały one, jak w pozostałych armiach świata, z wielu zewnętrznych i wewnętrznych czynników. Były to zmiany wymagań sojuszy wojskowych, zmiany poglądów na sposób prowadzenia ewentualnej wojny, wprowadzanie nowych generacji uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz zmiany warunkowane przez możliwości ekonomiczne kraju.

Po odzyskaniu przez Polskę pełnej suwerenności i rozwiązaniu Układu Warszawskiego nasza armia stanęła przed szansą samodzielnego decydowania o swojej strukturze. Niestety, w latach 90.nie natrafiła ona na przychylność polityków, widzących w niej jedynie spadkobierczynię „zbrojnego ramienia partii”. Politycy rożnych orientacji wykorzystywali i wykorzystują WP tylko do zdobywania popularności i uczestnictwa w podniosłych uroczystościach wojskowo-religijnych.

Polityków zainteresowanych posiadaniem przez Polskę sprawnej i nowoczesnej armii jest niestety niewielu. Praktycznie w latach 90.nie było żadnych poważnych dyskusji politycznych nad pożądanymi zadaniami SZ RP i ich strukturą. W takiej to sytuacji nastąpił powolny, a obecnie bardzo szybki spadek możliwości bojowych WP. Zakupy uzbrojenia i wyposażenia są śladowe. Nadal zasadniczy potencjał bojowy WP pochodzi z czasów UW. Całe lata 90.to nieustanne przebudowywanie struktury WP. Likwidacja garnizonów, następnie ich odbudowa i znów likwidacja. Niesie to za sobą ogromne koszty nieodpowiedzialnych decyzji lokalizacyjnych wiążących się z przeprowadzkami i remontami infrastruktury[1].

Wiara w bezpieczny byt i funkcjonowanie garnizonu wojskowego w Nysie została zachwiana po raz pierwszy w roku 1989.Wyczerpanie się potencjału władzy PZPR i dopuszczenie do głosu ugrupowań opozycyjnych zapoczątkowało szereg przemian w państwie polskim. Reformy społeczno-ustrojowe ujawniały na każdym kroku potrzebę przeobrażeń ekonomicznych i mentalnych. Obserwując dzisiejszy stan państwa trudno jest nie dyskutować nad ich słusznością. Skupiając się wyłącznie na ich wojskowym aspekcie i wpływie na dalsze funkcjonowanie jednostek wojskowych w Nysie, można je uznać za pierwszy cios w utworzoną na przełomie ponad dwóch stuleci symbiozę między cywilami i wojskowymi.

Ogólne aspekty restrukturyzacji sił zbrojnychPowrót na górę

 Autorzy rozpoczętych w 1989 roku, i trwających do dzisiaj przemian w Wojsku Polskim, uznali za konieczne wypracowanie nowego modelu armii, który pozwolił na zerwanie z dotychczas obowiązującymi zasadami narzucanymi przez doktryny wojskowe Układu Warszawskiego. W nowo odradzającym się państwie polskim starano się też przywrócić równorzędną wobec innych pozycję armii.

„(...)Celem reformy strukturalnej wojska było stworzenie dwóch pionów w strukturach decyzyjnych. Pierwszy z nich jest ściśle wojskowy i ma za zadanie dowodzenie armią z punktu widzenia czysto wojskowego. Drugi, to cywilno-wojskowy pion administracyjno-polityczny. Jego zadaniem jest zarządzanie w kwestiach, gdzie stykają się sfera wojskowa i społeczeństwo. Struktury cywilno-wojskowe mają zapewnić łączność między wojskiem, a rządem i społeczeństwem. Informują one wojsko o społeczeństwie i społeczeństwo o wojsku, starają się łagodzić konflikty między cywilną, a wojskową częścią ludności i wreszcie dbają o interesy wojska informując o jego potrzebach i zabiegając o ich zaspokojenie(...)”[2] – mówił o założeniach reformy w 1992 roku ówczesny wiceminister obrony narodowej Bronisław Komorowski. Najbardziej spektakularnymi przykładami tych działań były m. in. likwidacja pionu politycznego, zgodnie z logiką apolityczności armii, odjęcie w nazwie Wojsko Polskie przymiotnika „Ludowe” oraz powrót do budzącej pozytywne odczucia w społeczeństwie daty święta Wojska Polskiego – 15 sierpnia. Czas pokazuje, że nie wszystkie działania podjęte w latach 90.były przemyślane i celowe. Stan liczebny Wojska Polskiego zmniejszył się o blisko 50% i redukcje trwają nadal. Zlikwidowano lub przeorganizowano kilkanaście związków taktycznych i kilkadziesiąt samodzielnych oddziałów wszystkich rodzajów wojsk. Niektóre z tych dywizji, brygad i pułków zaznały „uroków” kilkakrotnego przeformowywania. W ciągu ostatniej dekady zlikwidowano szereg garnizonów, kilkakrotnie przesunięto granice okręgów wojskowych, dwa z nich zlikwidowano, przy czym jeden (Krakowski OW) po kilku zaledwie latach funkcjonowania[3].

Znaczącym momentem w historii jest rok 1999,kiedy to Polska staje się członkiem Paktu Północnoatlantyckiego. Uczestnictwo w strukturach NATO było poprzedzone kilkuletnimi przygotowaniami, które jednak ze względu na słabą kondycję finansową państwa były ograniczane do niezbędnego minimum. 8-letni okres niezwiązania z żadnym sojuszem wojskowym (1991-1999), charakteryzował się niekompetencją polityków, minimalizacją funduszy obronnych, brakiem koncepcji rozwoju sił zbrojnych i brakiem ochrony polskiego przemysłu zbrojeniowego, co doprowadziło do katastrofalnej zapaści możliwości obronnych. Dezaktualizacja wypracowanych pod koniec lat 90.programów naprawy i przebudowy Sił Zbrojnych RP i natychmiastowa konieczność dostosowania do standardów Sojuszu, wymusiła przyjęcie 30 stycznia 2001 r. przez Radę Ministrów RP „Programu przebudowy i modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP w latach 2001-2006”[4]. Najważniejszymi punktami „Programu przebudowy i modernizacji...” są:

  • zmniejszenie liczebności Sił Zbrojnych RP (z 206 do 150 tys.);

  • finansowanie zasadniczych programów modernizacji technicznej SZ RP;

  • wycofanie ze służby nieperspektywicznego uzbrojenia i sprzętu wojskowego

  • likwidacja zbędnych garnizonów;

  • finansowanie najważniejszych prac badawczo-rozwojowych i wdrożeniowych;

  • reorganizacja struktury organizacyjnej SZ RP.Powrót na górę

Powyższe założenia podyktowane potrzebą unowocześniania armii przyniosły za sobą szereg drakońskich cięć. Najogólniej mówiąc, cały ten trwający właśnie proces odbywa się większym kosztem samej armii niż państwa. Ponieważ jednak w wojsku nie ma miejsca na sentymenty, dowódca wojsk lądowych gen. Edward Pietrzyk od samego początku twierdził, że „dla dobra sił zbrojnych nie zadrży mu ręka, gdy trzeba będzie na polskiej mapie wskazać kilkadziesiąt garnizonów do skreślenia[5]. Z kolei obecny wiceminister obrony narodowej Janusz Zemke tak tłumaczy konieczność redukcji w wojsku: „Kiedyś w Polsce było 13 dywizji, teraz jest ich 4.Dlaczego to robimy? Bo nowa technika nie wymaga tylu ludzi i jest znacznie bardziej skuteczna. Przykładowo kiedyś żeby pokryć radarowo całe terytorium Polski musieliśmy mieć około 80 radarów i kompanii radarowych. Dzisiaj uzyskujemy wielokrotnie lepszy efekt umieszczając na terenie Polski 6 radarów o zasięgu 400-500 km. Dlatego teza, która się czasami pojawia, że wojska jest mniej i dlatego jego możliwości są mniejsze, jest tezą nieprawdziwą[6]. Tymczasem likwidacja jednostek i garnizonów wojskowych niesie za sobą szereg problemów i napięć. Zdaniem ministra takich miejsc jest w Polsce w tej chwili około 200.W latach 2001-2003 do całkowitej likwidacji wytypowano 71 garnizonów. Wśród nich znalazł się również garnizon w Nysie. Docelowo według szacunków MON w Polsce pozostanie 170 miejsc określanych jako garnizony.

Jak nie trudno się domyślić, argumenty autorów reformy, lansujące armię mniejszą ale bardziej nowoczesną, budzą mieszane uczucia, zwłaszcza wśród samych wojskowych, dla których wizja utraty pracy stała się tak samo realna jak w każdym innym zawodzie.

Dowodzą tego badania socjologiczne przeprowadzone wśród żołnierzy poborowych i zawodowych[7]. Na pytanie: „Jaki Pana zdaniem jest wpływ reform prowadzonych w siłach zbrojnych na morale kadry zawodowej i żołnierzy z poboru? ” – większość ankietowanych uważa, iż proces ten ma negatywny wpływ (80,1%). Jedynie prawie co dziesiąty respondent (11,7%) dopatrywał się pozytywnego wpływu reform, a 8,2% nie miała zdania na ten temat.

W opinii ponad 70% badanych restrukturyzacja działa negatywnie na sytuację ekonomiczną rodzin wojskowych w obrębie garnizonu oraz możliwości zaspokajania ich potrzeb bytowych. 56,5% kadry zawodowej uważa, że proces ten będzie miał negatywny wpływ na ich dalszą „karierę wojskową”, aczkolwiek dla większości z nich (70,3%) uzasadnieniem wydaje się być potrzeba unowocześniania polskich sił zbrojnych[8]. Restrukturyzacja jest oceniana negatywnie zarówno z punktu widzenia potrzeb kadry zawodowej, jak i żołnierzy z poboru (ta grupa badanych stwierdza, że kierunek zmian w naszej armii jest niezgodny z ich oczekiwaniami). Tylko nieliczni żołnierze zawodowi, wypowiadając się o już dokonanych przekształceniach własnych jednostek wojskowych, mogą mieć powody do zadowolenia. Większość to czego doświadczyła (doświadcza) w związku z restrukturyzacją ocenia zdecydowanie negatywnie. Tutaj też zapewne znajdują się największe pokłady żalów i pretensji kierowanych pod adresem kierownictwa MON i decydenckich gremiów wojskowych[9].

Kolejną fazą restrukturyzacji Wojska Polskiego ma być tzw. etatyzacja. Przewidywanym efektem tego przedsięwzięcia organizacyjno-kadrowego ma być odejście ze służby do końca 2003 r. około 7 tys. oficerów (głównie starszych), co w połączeniu z masowym naborem żołnierzy kontraktowych na stanowiska podoficerskie radykalnie zmieni strukturę kadrową WP, upodabniając ją do struktury armii sojuszniczych w NATO[10].

Restrukturyzacja garnizonu w NysiePowrót na górę

 Proces, który rozpoczął się w polskim wojsku w 1989 roku miał na celu przede wszystkim redukcję sprzętu i żywej siły bojowej. W obliczu nowej sytuacji geopolitycznej czyli tzw. „otwarcia na Zachód”, utrzymywanie 450-tysięcznej armii wydawało się być się zupełnie niepotrzebne, zwłaszcza w okolicznościach postępującego spadku wydatków na utrzymanie sił zbrojnych. Z ekonomicznego punktu widzenia okazało się bowiem, że wojska jest za dużo. Zaczęto robić oszczędności. Armia Polska w dużej części składała się z wojsk II rzutu, tzn. przygotowujących kadry dla jednostek I rzutu[11]. Inaczej mówiąc, te jednostki wojskowe w stanie pokoju zajmowały się szkoleniem żołnierzy, którzy w razie wybuchu konfliktu zbrojnego zasilali jednostki biorące udział w bezpośrednich działaniach frontowych.

Ponieważ stacjonująca w Nysie 2 Warszawska Dywizja Zmechanizowana również pełniła taką rolę, nie ominął jej proces restrukturyzacji, a funkcjonowanie również stanęło pod znakiem zapytania. Decyzja Ministra Obrony Narodowej rozwiała jednak wszelkie nadzieje. Mimo iż Dywizja nie została zlikwidowana, przeniesiono ją z Nysy do Szczecinka (obecnie Zachodniopomorskie), skąd z kolei przedyslokowano do Nysy 20 Dywizję, która na miejscu została przemianowana na 20 Bazę Materiałowo-Techniczną[12] (20 BMT), i która nigdy nie dorównała siłą i liczebnością swojej „poprzedniczce”. Wyprowadzenie z Nysy 2 WDZ było pierwszym etapem degradacji miasta jako silnego i ważnego garnizonu. Ta decyzja choć konieczna, przyniosła wiele negatywnych skutków.

Część związanej już z Nysą kadry zawodowej wraz z rodzinami została zmuszona do wyjazdu w inne rejony Polski. Na pozostanie mogli sobie pozwolić wyłącznie ci, którzy mieli zagwarantowaną pracę lub z chwilą likwidacji (przeniesienia) dywizji przeszli na emeryturę. W ten sposób miasto straciło kilkudziesięciu wykształconych mieszkańców, pracowników i konsumentów. Z ekonomicznego punktu widzenia oznaczało to spadek obrotów i dochodów dla szeregu sklepów i firm usługowych, co efekcie wpływało na ogólny spadek koniunktury. Z chwilą kiedy Nysę opuściła pewna część kadry oficerskiej oraz żołnierzy służby zasadniczej, skurczył się rynek zbytu na towary pierwszej potrzeby.

Po raz pierwszy od ponad 40 lat pojawił się też inny problem: co zrobić z częścią obiektów opuszczonych przez wojsko? – To była sprawa, która wcześniej wydawała się nie do wyobrażenia. W mieście, w którym przez prawie 250 lat stacjonowało wojsko i w którym roiło się od obiektów wojskowych, nagle część z nich miała zostać przekazana na potrzeby cywilów. Obserwując losy opuszczonych w 2001 roku koszar, można odnieść wrażenie iż ponad 10 lat temu proces przekazania mienia wojskowego miał o wiele prostszy przebieg i w efekcie zakończenie. Samo miasto wykorzystało likwidację 2 WDZ i w starych poniemieckich koszarach zwolnionych przez saperów utworzyło nową szkołę podstawową, która w tym momencie była bardzo potrzebna oraz oddział zamiejscowy opolskiej WSP[13]. Z perspektywy czasu tamta decyzja wydaje się słuszna, jednak z wojskowego punktu widzenia oznaczało to bezpowrotną utratę obiektów i zaprzepaszczenie ich pierwotnego przeznaczenia. Dla innych obiektów wojskowych los okazał się mniej łaskawy, np. sąsiadujący z koszarami plac ćwiczeń przekazany FSO-ZSD do dziś nie doczekał się zagospodarowania, zaś basen przy ulicy Saperskiej po kilku latach użytkowania przez cywilów uległ całkowitej dewastacji. Dowodzi to, że nie wszystkie decyzje w tamtym okresie były słuszne i przemyślane.

Lata 1989-1992 to okres funkcjonowania 20 BMT. Jednostka ta, podobnie jak w wielu innych miejscach w Polsce, została stworzona w miejsce dotychczasowej dywizji w celu zabezpieczenia i zagospodarowania pozostałego mienia i sprzętu. O jej tymczasowości świadczy fakt że istniała tylko 3 lata, zaś w opinii wojskowych była traktowana jako krótkotrwały substytut („To był tylko cień tej dywizji” – płk K. Klar) i nie należało wiązać z nią żadnych nadziei. Ten krótki okres charakteryzuje się wyczekiwaniem i niepewnością. Brak jasnych perspektyw wpłynął również na relacje między miastem i wojskiem, które żyjąc własnymi problemami wyizolowało się na krótki czas z życia miasta.Powrót na górę

Baza Materiałowo-Techniczna istniała do kwietnia 1992,kiedy to decyzją Ministra Obrony Narodowej w jej miejsce zostaje powołana do życia Brygada Piechoty Górskiej. Jej powstanie było podyktowane potrzebą unowocześniania polskiej armii. Zmiany przejawiały się również w sposobie myślenia, a szczególnie w nowym podejściu do współczesnych konfliktów zbrojnych. Porzucono dotychczasową doktrynę konfrontacji dwóch bloków militarnych na rzecz utworzenia sił obrony i szybkiego reagowania. Te zamysły stały się główną przyczyną utworzenia w Nysie Brygady Piechoty Górskiej. W porównaniu z 2 WDZ oraz 20 BMT była to jednostka mniejsza (ok. 2 tys. żołnierzy), lżejsza w uzbrojeniu i transporcie i przeznaczona do działania w trudnych warunkach górskiego pogranicza. W pierwszym okresie kadra dowódcza szlifowała swoje umiejętności podczas wielokrotnych wyjazdów do podobnych jednostek we Francji, Włoszech i Niemczech, gdzie odbywały się wspólne ćwiczenia i szkolenia[14].

Podobnie jak piechota górska na Zachodzie, również nyska brygada była od samego początku kreowana na jednostkę elitarną, czego najlepszym dowodem jest przejęcie przez nią tradycji i chwały 3 Dywizji Strzelców Karpackich. Niestety, w parze ze szczytnymi zamierzeniami szły również mizeria finansowa i braki w wyposażeniu. Niektórych projektów, takich jak przeniesienie sztabu brygady do dawnego kasyna oficerskiego i budowa w sąsiedztwie nowoczesnego hotelu garnizonowego przy ulicy Obrońców Tobruku, czy też zakup śmigłowców dla brygady, nigdy nie udało się zrealizować. Niczym bumerang powróciła również sprawa obiektów wojskowych. Kolejna część została przekazana w użytkowanie cywilom, zaś budynki przy ulicy Grodkowskiej, po 3-letnim wykorzystywaniu ich przez SP nr 2,powróciły do wojska, stając się odtąd siedzibą 1 batalionu piechoty górskiej.

Garnizon wojskowy w Nysie, mimo iż mniej liczny niż przed 1989 r., nadal funkcjonował stając się coraz bardziej trwałym elementem nyskiego krajobrazu. Postępujący spadek państwowych wydatków na armię był tutaj również odczuwany, jednak pierwszy, bardzo bolesny zwłaszcza dla lokalnej społeczności, skutek miał miejsce w czerwcu 1996 r. Restrukturyzacyjne cięcia finansowe sprawiły, że po 52 latach rozwiązano wojskową orkiestrę garnizonową. Towarzyszyła ona wszystkim ważnym uroczystościom w Nysie, w kraju oraz za granicą. Bezwzględne kalkulacje i oszczędności spowodowały, że zniknęło bodaj najważniejsze ogniwo w pozytywnych relacjach pomiędzy wojskiem i miastem. Od tego momentu imprezy z udziałem wojska, mimo iż nadal miały swój specyficzny urok, wyglądały już zupełnie inaczej. Przy wyjątkowych okazjach zapraszano do Nysy orkiestrę ŚOW lub z garnizonu w Opolu.

Sytuacja gospodarcza Nysy w latach 90.pogarsza się. Upadają zakłady, rośnie bezrobocie. W takich okolicznościach tylko wojsko wydaje się być jedynym pewnym pracodawcą. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom młodych Nysan, dla których wojsko jest nie tylko obiektem fascynacji ale i jedyną możliwą drogą do pracy i awansów, władze szkolne i wojskowe RP zdecydowały o otwarciu we wrześniu 1999 pierwszej w Polsce klasy kadetów o profilu wojskowym w nyskim LO „Carolinum”. Oprócz typowych zajęć szkolnych, kadeci biorą udział w ćwiczeniu musztry, strzelania oraz wspinaczki pod okiem instruktorów z brygady. Głównym celem utworzenia takiej klasy było przygotowywanie młodych ludzi do studiów o profilu wojskowym oraz dalszej pracy w armii. Taki pomysł w mieście z wieloletnimi tradycjami wojskowymi można uznać za „strzał w dziesiątkę”. W obliczu tych działań nawet najwięksi pesymiści co do dalszych losów wojska w Nysie, musieli zamilknąć. Rok 1999 jest bowiem początkiem członkostwa Polski w NATO. Przystąpienie do sojuszu oznaczało diametralny zwrot w polskiej polityce obronnej. Zbyt liczna i niedoinwestowana armia musiała zostać zredukowana. Dało to początek niepokojom i pytaniom nyskiego środowiska wojskowego co do dalszych losów garnizonu w Nysie, którego dalsze istnienie stawało się coraz mniej realne.

Likwidacja garnizonu NYSA – przebieg, przyczyny i skutkiPowrót na górę

 Mimo iż likwidację garnizonu w Nysie wiąże się bezpośrednio z przystąpieniem Polski do NATO, pierwsze sygnały o ewentualnym rozwiązaniu pojawiły się już nieco wcześniej (1997)[15]. Wówczas jednak zarówno wojskowi, jak i władze samorządowe traktowały tego typu doniesienia z dużą rezerwą. Był to bowiem czas znakomitej współpracy pomiędzy dowództwem garnizonu i zarządem miasta. Powódź w 1997 roku udowodniła, że obecność wojska w Nysie ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa miasta w razie klęsk żywiołowych. Ten argument traktowany był przez obie strony jako najważniejszy. Moment załamania przyszedł po roku 1998,kiedy to doszło do cichego konfliktu pomiędzy kadrą dowódczą i burmistrzem Januszem Sanockim, którego niechęć do wojska zapadła w pamięć wielu oficerów. Jego wypowiedzi w dużym stopniu przyczyniły się do zapanowania niesprzyjającej atmosfery dla pracujących w Nysie żołnierzy. „Mimo iż z czasem Sanocki zaczął „prostować” swoje poglądy, taki sygnał poszedł w Polskę. Później za to co powiedział przepraszał nas, ale trudno jest zatrzeć pierwsze wrażenie”[16] – mówi ppłk Adam Mazguła.

Z czasem temat planowanej likwidacji garnizonu stał się problemem całej lokalnej społeczności po opublikowaniu w lokalnej gazecie artykułu, którego tytuł – „Miasto bez wojska? ”[17] - znakomicie odzwierciedlał nastroje wywołane nieoficjalnymi jeszcze wtedy przeciekami ze Sztabu Generalnego. Trudno jest dzisiaj precyzyjnie określić szanse, jakie wówczas istniały na ocalenie nyskiego garnizonu, mimo to jednak trudno nie dostrzec zbagatelizowania sprawy przez władze samorządowe. „Przyczynił się do tego brak porozumienia ponad podziałami politycznymi, istniejącymi w mieście i powiecie” – twierdzi sekretarz miasta Mirosław Aranowicz, i dodaje: „Nie jest to zresztą wyłącznie wina urzędu miasta. Kiedy taka decyzja zapadła, istniał już powiat i to on mógł więcej zrobić w tym temacie”[18].

28 kwietnia 2000 roku plotki stały się faktem. Wizytujący wówczas 22.BPG ówczesny minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz potwierdził zamiar zmniejszenia brygady i przekształcenia jej w brygadę OT, z jednoczesnym przedyslokowaniem jej do Kłodzka: „Pododdziały 22.BPG były do tej pory w Nysie i Kłodzku, jednak MON nie może sobie dłużej pozwalać na rozrzutność, czyli utrzymywanie dwóch garnizonów jednej brygady”[19] – akcentował Onyszkiewicz. Ta wypowiedź stanowiła jednoznaczny sygnał – jeden z garnizonów zostanie wkrótce zlikwidowany. Niemal natychmiast rozpoczęła się batalia na wszystkich możliwych szczeblach pomiędzy Kłodzkiem i Nysą, nazywana później „turniejem miast”. O ile władze Kłodzka od samego początku intensywnie lobbowały zarówno w strukturach wojskowych jak i cywilnych, o tyle samorząd Nysy czynił to z nieco mniejszym zapałem, licząc na przekonanie do swoich racji polityków uczestniczących w prawyborach prezydenckich zorganizowanych we wrześniu 2000 roku. Rzeczywiście, niektórzy spośród kandydatów w ramach kampanii wyborczej obiecywali Nysanom zachowanie garnizonu i brygady w Nysie, jednak żaden nigdy z tego się nie wywiązał. To kolejny dowód na to, jak w naszym kraju polityka potrafi wykorzystywać naiwność wyborców. Osoby, które składały te obietnice, do dziś nie przeprosiły mieszkańców Nysy.Powrót na górę

Kilka tygodni po tym wydarzeniu, kiedy stało się jasne, że w trudnych chwilach trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Walka o utrzymanie garnizonu przybrała na sile. Rozpoczęło się pisanie petycji, wyjazdy delegacji samorządowych do Sztabu Generalnego przy zaangażowaniu posłów i władz regionu. Na wszystko było już jednak za późno. Na podstawie rozkazu dowódcy wojsk lądowych nr 03/org z dnia 8.01.2001 oraz rozkazu dowódcy SOW nr PF3/org z dnia 6.02.2001,z dniem 30.09.2001 została rozformowana 22 Karpacka Brygada Piechoty Górskiej i na jej bazie z dniem 1.10.2001 sformowano 22 KBPG OT z siedzibą w Kłodzku[20]. Miesiąc później minister obrony narodowej podpisał listę 71 garnizonów przeznaczonych do likwidacji. Wśród nich znalazł się również garnizon Nysa.

W tym miejscu należy przyjrzeć się argumentom wojskowych i cywilów, przemawiających za likwidacją bądź też pozostawieniem piechoty górskiej w Nysie.

Nie da się ukryć, że w samym środowisku wojskowym od początku istniał podział na zwolenników i przeciwników. Żołnierze walczący o utrzymanie nyskiego garnizonu to w większości ci, którzy w nim służyli. Jednak w porównaniu z grupą nie związaną z Nysą, optującą za przeprowadzką do Kłodzka i mającą większe poparcie w Sztabie Generalnym, stanowili oni mniejszość. „Traf chciał, że dowódca wojsk obrony terytorialnej służył właśnie w Kłodzku” – opowiada ppłk Mazguła. – „Przyjechał na wizję lokalną i mówi: >>O, właśnie tu byłem dowódcą drużyny. Tu! – mówi – Mam sentyment do tej jednostki<<. Poza tym parę osób władnych podjąć decyzję w Warszawie pochodzi właśnie z Kłodzka. Byli krótko mówiąc mocni[21].

Argumenty o lepszych warunkach mieszkaniowych dla kadry i lepszej infrastrukturze przegrały z nieugięta polityką MON. „Została powołana specjalna komisja, która miała rozpatrzyć wszystkie argumenty za i przeciw dotychczasowym ustaleniom” – tłumaczył wówczas gen. bryg. January Komański, szef Zarządu OT w Sztabie Generalnym. Z opinii tejże komisji miało wynikać, że „utrzymanie całego garnizonu Nysa nie ma głębszego uzasadnienia. Jest to obiekt za duży (...), i na pewno nie będzie w pełni wykorzystany przez przyszłą 22.BPG OT”. Doszły do tego wyliczenia, z których wynikało, że garnizon Kłodzko będzie wymagał 3,6 mln zł nakładów, podczas gdy dwa kompleksy koszarowe w Nysie aż 7,6 mln zł. Poza tym stąd (z Kłodzka) jest zaledwie 25 km do ośrodka szkoleń górskich Jodła w Zieleńcu, podczas gdy z Nysy o 50 km więcej. „Zarówno względy operacyjne jak i ekonomiczne przemawiały za postawieniem na Kłodzko. Tak też napisałem w końcowej opinii”[22] – stwierdził gen. Komański. Na zmianę ministerialnej decyzji nie wpłynęły nawet argumenty o charakterze społeczno-socjalnym (zwiększenie bezrobocia, komplikacje rodzinne, problem mieszkaniowy). W przypadku Nysy, gdzie wskaźnik bezrobocia przekraczał 25%, oznaczało to jego dalszy wzrost oraz spadek ogólnej koniunktury.

Przeprowadzka z Nysy do Kłodzka rozpoczęła się w marcu 2001 roku. Wydarzeniem, które ceremonialnie zamknęło wojskową kartę w dziejach miasta, była uroczystość pożegnalna zorganizowana na nyskim rynku 25 maja 2001 podczas corocznych „Dni Nysy”. Mimo iż miała ona miły i dostojny charakter, przypominała raczej „pogrzeb w trakcie wesela”. Licznie zgromadzona społeczność Nysy po raz ostatni oglądała defilujące oddziały brygady wraz ze sztandarami, które kilka lat wcześniej sama ufundowała. Trudno jest oddać atmosferę tamtej chwili - niedowierzanie, smutek i żal były widoczne na twarzach większości zgromadzonych. „Dla całej społeczności lokalnej byłoby lepiej, gdyby ta chwila nigdy nie nadeszła, niemniej dla obrony kraju takie posunięcie było koniecznością”[23] – mówił obecny na uroczystości gen. bryg. Józef Rzemień, zastępca dowódcy SOW. Ostatecznym dowodem, wskazującym na nieunikniony wymarsz garnizonu z Nysy, był rozkaz dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego Adama Rembacza: - „Rozformować 22.Karpacką Brygadę Piechoty Górskiej w Nysie, a na jej miejsce sformować 22.Karpacką Brygadę Piechoty Górskiej Obrony Terytorialnej w Kłodzku” – czytał w rozkazie płk Bogdan Kujawa. – „Do 30 czerwca ma zostać zakończona działalność gospodarcza rozformowanych jednostek[24]. Wymarsz pododdziałów z nyskiego rynku przy dźwiękach „Warszawianki” miał charakter dosłowny i symboliczny, zamykając po równo 260 latach tradycje garnizonowe „Śląskiego Rzymu”. Ostatnim żołnierzem i jednocześnie dowódcą odpowiedzialnym za proces likwidacyjny garnizonu, który z dniem 31 grudnia 2001 „odmaszerował” do Kłodzka, był ppłk Adam Mazguła. Tak oto historia miasta, nieodłącznie związanego z wojskiem, dobiegła końca. Przyszłość miała pokazać jak wielkim ciosem dla podupadającej Nysy było pozbawienie jej statusu garnizonu.

Trudno jest dostrzec jakiekolwiek korzyści wynikające z wyprowadzenia wojska z Nysy, toteż moja dalsza analiza koncentruje się wyłącznie na płynących z tego faktu negatywnych konsekwencjach. Żołnierze kadry zawodowej zostali zmuszeni do zmiany miejsca służby, co dla wielu z nich było bardzo ciężką decyzją. Dowodzą tego następujące wypowiedzi: „Patrząc w skali całego Wojska Polskiego, Nysa to jeden z najpiękniejszych garnizonów i kadra wojskowa chciała tutaj służyć”, oraz „Nysa była jednym z bardziej atrakcyjnych garnizonów dla wojskowych. Kadra bardzo chciała tu służyć. Perspektywa urządzenia się i warunki były po prostu lepsze niż w innych garnizonach”[25].

Żołnierze z Nysy, którzy przeszli do Kłodzka, od samego początku byli przygotowani do pracy w gorszych warunkach. Po kilku tygodniach niektórzy anonimowo na łamach prasy opisywali swoje pierwsze wrażenia: „Samochody i inny sprzęt, który w Nysie stał w magazynach i garażach, niszczeje pod chmurką, bo w Kłodzku nie ma dla niego żadnych pomieszczeń! W Nysie był jeden z najnowocześniejszych w SOW węzeł łączności, a ten w Kłodzku przypomina czasy drugiej wojny światowej”[26]. Te i wiele innych przykładów dowodzą, że wątpliwości wokół przeprowadzki do Kłodzka są żywe do dzisiaj. Czy zatem była to decyzja wyłącznie taktyczna, czy też rzeczywiście miała swój inny podtekst ?Powrót na górę

 Ci, dla których zabrakło miejsca w Kłodzku, rozpoczęli służbę w nowych jednostkach w promieniu od Gliwic do Wałbrzycha, zaś jeszcze inni odeszli na wcześniejszą emeryturę. Ze względu na problemy kwaterunkowe większość oficerów pozostała w Nysie i dojeżdża do pracy. Te warunki na pewno nie wpływają pozytywnie na ich życie rodzinne. Rodziny, w których więcej niż jedna osoba (przeważnie mężczyzna) pracowała w wojsku, likwidację odczuły bardziej boleśnie. „Wiele osób z rodzin kadry zawodowej straciło pracę, bo również pracowało w nyskim garnizonie i teraz ustawia się w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych”[27] – komentuje płk Krzysztof Klar, pełniący obecnie służbę w Wałbrzychu. Ten problem dotyczy zresztą wszystkich, którzy do tej pory pracowali dla garnizonu. Zdaniem sekretarza Nysy Mirosława Aranowicza, „patrząc na podania osób ubiegających się o pracę, widać już wzrost liczby bezrobotnych cywili, do tej pory pracujących w wojsku”. Z oficjalnych danych Powiatowego Urzędu Pracy wynika, że na skutek likwidacji garnizonu pracę straciło 155 osób cywilnych[28], jednak wg Aranowicza liczba ta jest na pewno znacznie większa. W związku ze zniknięciem dużego rynku zbytu spadła koniunktura dla lokalnych przedsiębiorców, którzy zmuszeni są do zwalniania swoich pracowników: „W sumie liczba „poszkodowanych” może więc urosnąć nawet do 500” – zaznacza. Wzrost bezrobocia oznacza spadek poziomu życia dla wszystkich mieszkańców. Zniknął bardzo ważny podmiot w lokalnej gospodarce i ekonomii. „Cywile utracili klientów” – mówi emerytowany płk Marian Kaczmarek. - „Wykruszyła się jedna z większych baz zaopatrzenia dla piekarzy, masarzy i innych dostawców artykułów spożywczych. Co trzeba podkreślić – wojsko zawsze za wszystko terminowo płaciło”[29].

Po pamiętnej powodzi 1997 obecność wojska nabrała nowego wymiaru. Żołnierze byli swoistym gwarantem bezpieczeństwa w razie jakiegokolwiek kataklizmu. Mimo iż z tego punktu widzenia dalsze funkcjonowanie garnizonu wydawało się być jak najbardziej uzasadnione, argument ten nie przekonał nikogo w Sztabie Generalnym. Co więcej, alternatywna propozycja władz Nysy, dotycząca utworzenia batalionu ratownictwa obrony cywilnej, również nie wzbudziła zainteresowania naczelnych władz wojskowych. „W zamian za to, że wyszły stąd jednostki liniowe, powinny tu powstać jakieś jednostki obrony terytorialnej kraju” - uważa były burmistrz Mieczysław Warzocha. - Chociażby ze względu na ten zbiornik i na to że Nysa w swojej historii, jeszcze bez zbiornika, była wielokrotnie zatapiana. (...) Bo kto tych mieszkańców będzie bronił w razie jakiegokolwiek kataklizmu? Przecież zbiornik wodny bez kanału ulgi jest pewnym elementem zagrożenia. Tym bardziej, że się buduje kolejne zbiorniki w kaskadzie rzeki Nysy Kłodzkiej”[30].

Chociaż od likwidacji nyskiego garnizonu minęło już trochę czasu, nadal istnieje kwestia, która stanowi smutną przygrywkę dla wojskowego epilogu Nysy. Blisko 300 opuszczonych obiektów do dziś nie znalazło nowego właściciela. Argumentacja MON wydaje się uzasadniona: „Władze miejscowe chciałyby to dostać od nas za darmo, z przeznaczeniem na prywatne uczelnie, domy pomocy, mieszkania komunalne, argumentując że jest to własność państwa. Niestety nie. To jest nasza własność i my to musimy sprzedać, żeby za te pieniądze kupować dla wojska sprzęt. Właśnie w tym miejscu pojawia się owa sprzeczność interesów między wojskiem a władzami lokalnymi”[31]. Jak nie trudno się domyślić, taka propozycja jest nie do przyjęcia dla gminy Nysa, która chciałaby przejąć je jak najmniejszym kosztem. Samorząd nie kupi przecież tych obiektów za tak wygórowane ceny. „Jeżeli będzie to dalej tak trwało, to za rok albo dwa tego nie kupi już nikt. Chyba że do rozbiórki” – ironizuje Mirosław Aranowicz. Jak długo obiekty będą jeszcze stały, niszczejąc i budząc żal w sercach wojskowych mieszkańców Nysy?

Te i wiele innych zależności dowodzą jak silna i wzajemnie korzystna była symbioza wojska z Nysą i jak bardzo wyprowadzenie wojska wpływa negatywnie na funkcjonowanie miasta. Komentarze i dyskusje na temat tego wydarzenia trwają do dzisiaj. W trakcie wywiadów cytowane osoby również dzieliły się ze mną swoimi opiniami. Pełne zapisy ich wypowiedzi zamieszczone zostały w ostatniej części pracy, czyli w Dodatku. Jedne były w stosunku do przeprowadzki do Kłodzka bardziej krytyczne, inne mniej. Dla większości była ona jednak dziwna i niezrozumiała, ale byli też tacy, którzy mniej lub bardziej zgadzali się z tym werdyktem. Wszyscy jednak jednogłośnie podkreślali że źle się stało, iż kilkusetletnia tradycja wojskowa Nysy została zaprzepaszczona, bo to miasto bez wojska nie będzie już tym samym miastem.Powrót na górę

 


[1] Jarosław Ciślak, Ostatnia szansa Wojska Polskiego, „Nowa Technika Wojskowa”, czerwiec 2001.

[2] Wywiad z wiceministrem obrony narodowej Bronisławem Komorowskim: „Żołnierska Rzecz” nr 17, 14.08.1993, s.1.

[3] Marek Jerzy Tomczak, Społeczne konsekwencje restrukturyzacji sił zbrojnych w odbiorze lokalnych środowisk wojskowych: „Zeszyty naukowe WSO, wydanie specjalne”, Wrocław 2001, s. 235.

[4] J. Ciślak, j.w.

[5] Zbigniew Lentowicz, Nie zadrży mi ręka, „Rzeczpospolita”, nr 25 30.01.2001.

[6] Z wypowiedzi wiceministra podczas wizyty na Uniwersytecie Opolskim, 25.03.2002.

[7] Mjr dr Waldemar Nowosielski, Społeczne aspekty restrukturyzacji sił zbrojnych w: Zarządzanie kadrami Sił Zbrojnych RP wobec wyzwań XXI wieku, Wrocław 2001, s. 218.

[8] J.w., Tabela 1, s.219.

[9] M. J. Tomczak, j.w., s. 238.

[10] Tamże, s. 231.

[11] Rozmowa z płk. Januszem Wojewódką zarejestrowana 22.01.2002.

[12] Rozmowa z płk. Krzysztofem Klarem zarejestrowana 28.01.2002.

[13] Zbigniew Kulig, W koszarach powstanie szkoła, „Nowiny Nyskie” nr 29/30, 1989 r.

[14] Lech Lewandowski, Nie mieli przed nami tajemnic, „Żołnierska Rzecz” 16/93; Zbigniew Damski, W „terminie” u Włochów i Niemców, „Polska Zbrojna” nr 16(828), styczeń 1994.

[15] Rozmowa z Mirosławem Aranowiczem, zarejestrowana 20.02.2002.

[16] Rozmowa z ppłk. Adamem Mazgułą, zarejestrowana 10.02.2002.

[17] MB, Miasto bez wojska?, „Nowiny Nyskie” nr 47, 25.11.1999.

[18] Rozmowa z M. Aranowiczem, j.w.

[19] Roman Przeciszewski, Turniej miast, „Polska Zbrojna” nr 43, październik 2000.

[20] Sala tradycji 22 BPG OT, Kłodzko.

[21] Rozmowa z ppłk. A. Mazgułą, j.w.

[22] R. Przeciszewski, Turniej miast, j.w.

[23] Klaudia Bochenek, W tył zwrot! Do Kłodzka marsz!, „NTO” nr 122, 26-27.05.2001, s.3.

[24] J.w.

[25] Rozmowa z kpt. Zbigniewem Czyszczoniem, zarejestrowana 22.02.2002; rozmowa z płk. Marianem Kaczmarkiem, zarejestrowana30.01.2002.

[26] Michał Lewandowski, Wymarsz na gorsze, „NTO” , 22.06.2001.

[27] Rozmowa z płk. K. Klarem, j.w.

[28] Powiatowy Urząd Pracy w Nysie, Analiza bezrobocia w powiecie nyskim 1999-2001, Nysa 2001.

[29] Rozmowa z płk. Marianem Kaczmarkiem, zarejestrowana 30.01.2002.

[30] Rozmowa z M. Warzochą, zarejestrowana 17.01.2002.

[31] Z wypowiedzi wiceministra obrony narodowej podczas wizyty na Uniwersytecie Opolskim, j.w.

Marek GrygorowiczPowrót na górę

 

Webmaster: T. Zdanowicz 2005